Przejdź do głównej zawartości

Trzeci napad band UPA na Birczę 6/7 stycznia 1946 r.


Żywi to pamiętają, żywi dziś czuwają – napis na pomniku Obrońców Birczy
Małe miasteczko Bircza leży na terenie Pogórza Przemyskiego. Obecnie miejscowość administracyjnie należy do powiatu przemyskiego województwa podkarpackiego. Przez wieki miasteczko było trójkulturowe. Zamieszkiwali go Żydzi, Polacy i Rusini-Ukraińcy.
Miejscowość w 1934 r. utraciła prawa miejskie. Na podstawie deklarowanego wyznania należy wnioskować, że w 1938 r. w Birczy mieszkało ok. 800 Polaków, 1208 Żydów i 372 Rusinów-Ukraińców. W okolicznych wioskach ludność rusko-ukraińska miała przewagę liczebną nad polską i żydowską. Polacy stanowili zdecydowana większość tylko w Korzeńcu, Jasienicy Sufczyńskiej, Hucie Brzuskiej i Borownicy. Relacje ukraińsko-polskie zaczęły się psuć w latach trzydziestych XX wieku.
Nacjonaliści ukraińscy we wrześniu 1939 r. zamordowali 6 żołnierzy WP w pobliżu miasteczka. Ludność ukraińska okazywała szczerą radość z wkroczenia Niemców. Serdecznie witano żołnierzy agresora. W Jaworniku Ruskim usypano symboliczną „mogiłę Polski”. W Birczy we wrześniu 1939 r. prześladowano Polaków. Donoszono na nich do władz okupacyjnych, czego efektem były aresztowania. Domy Polaków oznaczano literką P. Nacjonaliści ukraińscy mścili się na polskich sąsiadach za postawę patriotyczną z pierwszych dni wojny. Pomiędzy 12 i 17 września 1939 r. ukraińska bojówka zatrzymała, a następnie przekazała do niemieckiej komendantury Birczy Leopolda Ważnego. Wspomniany był magistrem prawa i sędzią Sądu Grodzkiego w Birczy. Udzielał się również społecznie i patriotycznie jako prezes miejscowego „Strzelca”. Wycofujące się za San wojska niemieckie zabrały ze sobą Leopolda Ważnego. Dalszy jego los nie jest znany. Prawdopodobnie został zamordowany.

W okresie okupacji żandarmeria niemiecka i przy udziale pomocniczej policji ukraińskiej wymordowała ludność żydowską. Należy podkreślić, że część miejscowych Polaków udzielała pomocy prześladowanym Żydom za co niektórych z nich spotkała śmierć z ręki okupanta niemieckiego.

W czasie II wojny światowej Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów frakcja banderowska, również na tym terenie zamierzała dokonać ludobójstwa. Ks. Iwan Łebedowicz, miejscowy proboszcz grekokatolicki w czasie kazania w Birczy powiedział do wiernych, że zbliża się czas likwidowania Polaków i Ukraińcy muszą się do niego przygotować. Informację tę bezpośrednio po nabożeństwie przekazał Ukrainiec Eugeniusz Sosnowski sąsiadowi Polakowi Wilhelmowi Michalskiemu. Przy tym zobowiązał się, że jak nadejdzie ten czas to on powiadomi o tym sąsiada i pomoże uciec. Nawoływania ks. Iwana Łebedowicza do zbrodni ludobójstwa na Polakach są znane również ze wspomnień siostry Marii Janiny Kachniarz z klasztoru w Nowosielcach Kozickich. Nawoływania proboszcza do zbrodni powodowały zgorszenie wielu Ukraińców i Rusinów. Jeden odważny parafianin nawet publicznie zwrócił uwagę kapłanowi, że to grzech.

Wiosną 1944 r. na terenie Pogórza Przemyskiego banderowcy rozpoczęli mordy ludności cywilnej. W kwietniu 1944 r. zamordowali Kurasiewicza z Birczy. W Birczy i okolicznych polskich wioskach miejscowa placówka Armii Krajowej utworzyła samoobronę dla ochrony ludności cywilnej.

Sytuacja zagrożenia pozostała po przejściu frontu sowiecko-niemieckiego. W pierwszych miesiącach 1945 r. nastąpił kolejny wzrost aktywności banderowców. M.in. 20 kwietnia 1945 r. zbrojne grupy OUN zaatakowały Borowicę, w pobliżu Birczy. Banderowcy spalili znaczą część zabudowy i zamordowali od 60 do 114 osób. Po napadzie wioska została opuszczona przez ludność polską. OUN zamierzała całkowicie oczyścić z Polaków tereny na wschód od Sanu.

Mieszkańcy polskich osiedli na Pogórzu Przemyskim od wiosny 1945 r. obawiali się napadów i nocowali po polach lub prowizorycznych schronach. W tych warunkach mieszkańcy Birczy wysyłali do Warszawy delegacje z prośbą o ulokowanie w miasteczku stałego garnizonu. Tak sprawę relacjonowała kronika parafialna: Delegacje z Birczy jeździły kilka razy do Warszawy, aby przysłano wojsko do obrony. Trudno jednak było doczekać się tego wojska. W Warszawie nie wierzono, że tutaj dzieją się takie morderstwa. Wojsko Polskie do Birczy przybyło dopiero 5 sierpnia 1945 r., co było zgodne z oczekiwaniami jej mieszkańców i rzesz uciekinierów z okolicznych miejscowości. 

Żołnierze garnizonu w Birczy zmieniali się co dwa miesiące. W miasteczku stacjonowały bataliony z 28 PP i 26 PP z 9DP oraz zbiorczy batalion 17 DP, nazywany również w niektórych dokumentach Grupą Operacyjną 17 DP (GO 17 DP), czasowo podległy dowództwu tej dywizji. Liczebność WP wahała się od 220 do 600 żołnierzy. Siły miejscowej milicji i samoobrony należy szacować na ok. 60 uzbrojonych ludzi. Do tego należy doliczyć czasowo oddelegowanych milicjantów z kompanii operacyjnej KW MO w Rzeszowie, którzy stacjonowali w miasteczku od października do listopada 1945 r. Stan oddziału wynosił od 100 do 160 milicjantów.

W drugiej połowie 1945 r. sotnie UPA opanowały tereny wiejskie w pasie od Jaślisk w Beskidzie Niskim po Tomaszów Lubelski. Od jesieni 1945 r. UPA przeprowadziła szeroko zakrojoną akcję antypolską. Na Pogórzu Przemyskim niszczono m.in. Pawłokomę, Sielnicę, Dylągową, Bratkówkę, Łączki, Starą Birczę, Hutę Brzuską, Rudawkę i Korzeniec. UPA atakowała w celu całkowitego zniszczenia nawet garnizony obsadzone przez batalion wojska, m.in. dwukrotnie garnizon w Birczy, dwukrotnie w Baligrodzie, po razie w Kuźminie. Pomimo nieudanych napadów na Birczę kierownictwo OUN ze względów prestiżowych nie zrezygnowało z planów zniszczenia garnizonu w tej miejscowości.

Grupa Operacyjna 17 DP pozostała w Birczy do 10 grudnia 1945 r. Została zluzowana przez II batalion 26 pp. Żołnierze nowego garnizonu przybyli do Birczy wieczorem 9 grudnia z Jarosławia. II batalionem 26 pp dowodził wówczas kpt. Leon Lubecki, przedwojenny oficer rezerwy. Jako dowódca był ceniony przez podwładnych. W walkach z Niemcami dowodzona przez niego jednostka w czasie ataku miała minimalne straty. 

Poszanowanie życia podwładnych było rzadką cechą ówczesnych oficerów „ludowego” WP. Wspomniany nie utożsamiał się komunizmem, w gronie oficerów stronił od wypowiadania poglądów politycznych. Wystawione charakterystyki i opinie po 1947 r. określały go jako skrytego reakcjonistę, politycznie niepewnego. Podejrzewano go o poglądy endeckie. Przy tym podkreślano jego fachowość i wojskowe kompetencje. Jednak jako niepewny element musiał podlegać kontroli. Kpt. Leon Lubecki posiadał bardzo duży autorytet wśród żołnierzy. Był również wzorem dla młodszych oficerów, którym potrafił przekazać wiele cennych umiejętności. Kpt. Lubecki był wzorem dla por. Witolda Grabarczyka, szeregowca 27 Wołyńskiej Dywizji AK, który wcielony przemocą do „ludowego” WP awansował po szkoleniach do stopnia oficerskiego. Grabarczyk w początkowym okresie, jako pochodzący z rodziny chłopskiej, nie budził podejrzeń komunistów. 

Służbę w szeregach AK na Wołyniu skutecznie zatajał do 1953 r. II batalion 26 pp składał się z doświadczonych w walkach frotowych żołnierzy. Należy domniemywać, że było w nim więcej żołnierzy AK z Wołynia lub Wileńszczyzny. Jednak batalion w momencie przybycia do Birczy liczył tylko 222 żołnierzy. Ludność cywilna rano 10 grudnia stwierdziła ku swojemu wielkiemu przerażeniu, że wojsko, które w nocy przybyło do miasteczka w celu wymiany garnizonu stanowi tylko połowę liczby odchodzącego garnizonu. 

Miasteczko ogarnęła panika. W powszechnej opinii uznano, że nowo przybyłe siły nie są wstanie obronić Birczy. Przed południem kiedy GO 17 DP przystąpiła do organizacji kolumny marszowej, panika cywilów nasiliła się. Kpt. Bogaczewicz i kpt. Leon Lubecki nie byli w stanie opanować nastrojów ludności, która uznała, że przy tak małym garnizonie upadek Birczy i masowy mord cywilów jest prawie pewny. Spora część ludności odeszła tego dnia razem z GO 17 DP do Przemyśla. Przez kilka następnych dni miasteczko sprawiało wrażenie całkowicie wymarłego.

Kpt. Leon Lubecki energicznie przystąpił do zaadaptowania umocnień Birczy do możliwości obronnych posiadanych sił. Nie zdołano obsadzić całości linii obronnej, która miała ok. 3,5 km długości. Obsadzono tylko punkty oporu w newralgicznych miejscach. Każdej kompani piechoty zostały wyznaczone odcinki obronne. Własny odcinek oporu na północ od kościoła miała miejscowa milicja i samoobrona. W pobliżu rynku zgrupowano kompanię moździerzy i dwa działony artylerii. Jeden działon umieszczono na stanowisku w północnej części miasteczka. 

Wspomniany punkt oporu flankował z lewej strony, podejście do Birczy doliną od strony Nowej Wsi. Zadaniem kompani moździerzy i baterii dział było ryglowanie odcinków między punktami oporu. Dowódca kompani por. Witold Grabarczyk wspominał, że jego żołnierze przygotowywali stanowiska moździerzy we wschodniej części rynku. W warunkach siarczystego mrozu saperkami zrywali bruk aby wykopać stanowiska. Ponadto wydzielono odwód w postaci oddziału fizylierów. Jego liczebność była prawdopodobnie niewielka. Można wysnuć hipotezę, że była to kompania liczbą żołnierzy odpowiadająca plutonowi. 

W wypadku przedarcia się nieprzyjaciela do centrum miasteczka, odwód miał wykonać kontruderzenie i wyprzeć przeciwnika poza linie obronne. Fizylierzy zostali utworzeni w Armii Czerwonej jako piechota przeznaczona do wsparcia ataków czołgów. Formacja była odpowiednikiem niemieckich grenadierów pancernych. Fizylierzy na przełomie 1945 i 1946 r. byli uzbrojeni głównie w pistolety automatyczne PPSz. Pododdziały formacji posiadały bardzo dużą siłę ognia i były wykorzystywane jako oddziały szturmowe. Według por. Witolda Grabarczyka przy większych siłach nieprzyjaciela pluton był za słabym oddziałem, aby wykonać kontratak. Stan liczebny garnizonu był niski. 

Należy domniemywać, że kpt. Leon Lubecki czynił starania o powiększenie garnizonu. Powyższe prośby nie zostały spełnione. Według danych na dzień 4 stycznia 1946 r. w skład garnizonu w Birczy wchodziły następujące oddziały: 2 batalion 26 pp, bateria dział 45 mm, kompania fizylierów i pluton zwiadu. Stan etatów w oddziałach 9 DP był bardzo niski. Według por. Witolda Grabarczyka Bircza w czasie III napadu była broniona przez 222 żołnierzy. Do tego należy doliczyć ok. 60 milicjantów i członków samoobrony.

W następnych dniach po objęciu garnizonu przez 2 batalion 26 pp, życie zaczęło powracać do Birczy. Wróciła część uciekinierów. W miasteczku przebywali głównie uciekinierzy z sąsiednich miejscowości, którzy nie byli w stanie uciec do Przemyśla. Większość miejscowej ludności opuściła miasteczko. W Birczy nie działał żaden sklep. Por. Witold Grabarczyk wspominał, że do żołnierzy z jego kompani podchodzili cywile i rozmawiali. Żołnierze dumnie prezentowali moździerze i zapewniali, że będą bronić miasteczka. 

Por. Witold Grabarczyk nie zabraniał rozmów z cywilami, wpływało to bardzo dobrze na morale ludności i żołnierzy. W nocy cywile starali się przebywać w pobliżu wojskowych co dawało poczucie bezpieczeństwa. Pozytywny stosunek ludności do żołnierzy poświadczają także, dokumenty zgromadzone przez OKŚZpNP w Rzeszowie dla potrzeb śledztwa S 2 /02/zk, w sprawie rzekomego mordu na banderowcach.

W grudniu 1945 r. nastąpił kolejny wzrost aktywności UPA na Pogórzy Przemyskim. Utworzono kolejne dwie sotnie „U-6” -dowodzona przez Michała Kuczera „Jara” i „U-7” -dowodzona przez Grzegorza Jankowskiego „Łastiwkę”. Członkowie sotni „Burłaki” pod koniec 1945 r. z moździerzy ostrzeliwali centrum Przemyśla sprowadzając niebezpieczeństwo śmierci lub kalectwa na ludność cywilną. W stosunku do Birczy banderowcy nie porzucili planów jej unicestwienia. Wśród żołnierzy próbowano wywołać panikę, co noc ostrzeliwano z daleka polskie pozycje wokół miasteczka. Żołnierze z reguły odpowiadali ogniem. Strzelaniny odbywały się praktycznie co noc.

Dowództwo batalionu początkowo wprowadziło zakaz strzelania do nierozpoznanych celów lecz nie był on przestrzegany. Dodatkowo rozpowszechniano pogłoski o mającym nastąpić ataku. Ciągłe zagrożenie spowodowało, że w nocy prawie cały stan osobowy garnizonu czuwał na pozycjach. Żołnierze spali rotacyjnie w ciągu dnia. Dowództwo spodziewało się ataku w noc wigilii Bożego Narodzenia, według kalendarza gregoriańskiego. Kpt. Leon Lubecki, jako doświadczony oficer nie zorganizował uroczystej kolacji, aby nie zdekoncentrować żołnierzy. Za to po względnie spokojnej nocy następnego dnia zorganizował uroczyste śniadanie, w czasie którego żołnierze złożyli sobie życzenia. 

Każdy z nich dostał również po kieliszku wódki. Powyższa postawa dowódcy zjednywała mu sympatię podwładnych. Należy wspomnieć również o ciężkich warunkach sanitarno-bytowych, część żołnierzy kwaterowała w ziemiankach, które w wypadku napadu miały służyć również za schrony bojowe. Zima 1945 na 1946 r. była surowa. Żołnierze mieli braki w umundurowaniu i obuwiu. Banderowcy atakowali samochody dowożące zaopatrzenie dla WP w miasteczku. Według meldunku dowództwa garnizonu 20 grudnia 1945 r. w lesie w pobliżu Cisowej zaatakowano samochód 2 batalionu 26 pp. Żołnierze eskorty strat nie ponieśli i zdołali się wycofać. Banderowcy zabili na miejscu dwie kobiety, które podróżowały tym samochodem. Dwóch cywili uprowadzono. Maszyna została uszkodzona. Pościg 2 batalionu 26 pp nie dał rezultatu. Informacji o śmiertelnych ofiarach nie podał w swoim sprawozdaniu Stanisław Torba, przewodniczący Gminnej Rady Narodowej w Birczy, który jechał tym samochodem na posiedzenie Komisji Ziemskiej w Przemyślu.

Garnizon w Birczy od połowy grudnia 1945 r. prowadził bardzo aktywne działania przeciw banderowcom. W początkowym okresie głównie rozpoznawcze, starano się ustalić rejony przebywania i siły UPA. Należy dodać, że posiadane przez dowództwo 2 batalionu 26 pp informacje o nieprzyjacielu były jak na realia końca 1945 r. bardzo precyzyjne i usystematyzowane. Między innymi zdołano zidentyfikować sotnie, oszacować liczebność i wyznaczyć rejony ich baz. Zasługi w organizacji rozpoznania położył kpt. Leon Lubecki, który osobiście przesłuchiwał ujętych banderowców. W pierwszy dzień nowego 1946 r. o świcie batalion otoczył i zaatakował dwie czoty z sotni „Jara” „U-6”, kwaterujące w Lachawie. 

Akcją według por. Witolda Grabarczyka osobiście dowodził kpt. Leon Lubecki. Banderowcy czuli się tak bezpiecznie na tym terenie, że ich ubezpieczenie nadchodzące WP uznało za swoich. Pozycje UPA ostrzelano z dział. Następnie żołnierze przeszli do ataku. Banderowcy bronili się pomiędzy zabudowaniami wioski. W czasie walki zapaliły się drewniane domy i stodoły. Czotom udało się jednak przebić przez pierścień okrążenia. Walka trwała 25 minut. Zginęło 3 członków UPA i kilku tzw. cywilnych aktywistów OUN. Rany odniosło 5 członków UPA. Atak był zupełnym zaskoczeniem dla banderowców. WP sposobem działania przypominało taktykę stosowaną na przełomie 1943 i 1944 r. przez samoobronę polską z Przebraża na Wołyniu. 3 stycznia w okolicy Łomnej doszło do walki pododdziałów 2 batalionu 26 pp z sotnią „Burłaki” „U-4”. 

Banderowcy wycofali się ponosząc bardzo duże straty według meldunku UPA 11 członków zginęło a 9 odniosło rany. Ponadto banderowcy utracili 2 karabiny maszynowe, 9 karabinów, jeden granatnik nasadkowy i 2 konie z siodłami. Walką 2 batalionu 26 pp w Łomnej, dowodził kpt. Arsenti (ukr. Arsen) Kuźmienko, adiutant batalionu, który wielokrotnie zastępował dowódcę batalionu.

Kierownictwo I Okręgu OUN tzw. Zakerzońskiego Kraju i dowództwo przemyskiego kurenia UPA przygotowało III napad na Birczę. Tym razem zamierzano wykazać jeszcze większy stopień determinacji. Dowódcom sotni pod groźbą surowych kar zabroniono odwrotu bez osiągniecia celu, czyli zdobycia i zniszczenia miasteczka, a także wymordowania Polaków – wojskowych oraz cywilów. Na początku stycznia 1946 r. Michał Galo „Konyk”, jako dowódca przemyskiego kurenia UPA opracował plan ataku. Sotnie UPA miały oddzielnie przybyć na pozycje wyjściowe do ataku. Plan zakładał otoczenie miasteczka z czterech stron. 

Następnie zamierzano przeprowadzić pomocnicze natarcie od wschodu, aby na tym kierunku związać walką siły obrońców. Atak główny miał nastąpić na dwóch kierunkach z zaskoczenia od zachodu. Siły kurenia podzielono na dwie grupy „Zachód” i „Wschód”. Całością dowodził Michał Galo „Konyk”. W skład grupy „Zachód” wchodziły sotnie: „U 2”, dowodzona tymczasowo przez Dymitra Karwańskiego ps. „Orski”- w zastępstwie rannego Michała Dudy ps. „Hromenko” i „U 6”, dowodzona przez Michała Kuczera ps. „Jar”. Zgrupowaniem dowodził Michał Galo „Konyk”, który miał przebywać z dowództwem sotni „U 2”. W skład grupy „Wschód” wchodziły sotnie: „U 4”, dowodzona przez Włodzimierza Szczygelskiego „Burłakę” i „U 7”, dowodzona przez Grzegorza Jankowskiego „Łastiwkę”.

Grupą dowodził Włodzimierz Szczygelski „Burłaka”. Czota 511 z sotni „Burłaki” została wydzielona jako ubezpieczenie od strony Przemyśla. Michał Galo wspólnie z dowództwem grupy „Wschód” przeprowadził 4 stycznia 1946 r. rekonesans okolic Birczy. Następnego dnia odbyła się odprawa dowództwa grupy „Zachód” z udziałem Mirosława Huka „Hryhora”, prowidnyka I Okręgu OUN tzw. Zakerzońskiego Kraju. Huk już na samym wstępie, krytykując dowództwo przemyskiego kurenia UPA, powiedział: „Gdybyśmy mieli lepszych dowódców to Birczy by nie było, która to na tym terenie spędza sen z oczu wielu ludziom”. Następnie wydał rozkaz zdobycia Birczy. Michał Galo „Konyk” odebrał wypowiedź Huka jako gorzką krytykę swojej osoby. 

Rozkaz zdobycia Birczy nie podobał się wielu członkom UPA. Miasteczko było przygotowane do obrony i znajdował się w nim garnizon WP, wiedziano, że straty będą bardzo duże. Jednak terror SB –OUN był bardzo silny i rozkaz zdobycia Birczy musieli próbować wykonać pod groźbą utraty nawet życia. Szeregowi członkowie UPA dowiedzieli się o ataku dopiero 6 stycznia 1946 r., tuż przed wyruszeniem na pozycje wyjściowe. Banderowcy chcieli uzyskać efekt zaskoczenia dlatego przeprowadzili napad w okresie Świąt Bożego Narodzenia obchodzonych według obrządku wschodniego. 

Do ataku wyznaczono przemyski kureń UPA i bojówki Służby Bezpieczeństwa Nadrejonu „Chołodnyj Jar”. Siły banderowców w III ataku na Birczę należy szacować na 500-700 osób. W nocy z 6 na 7 stycznia garnizonem w Birczy dowodził pod nieobecność kpt. Lubeckiego, kpt. Arsenti Kuźmienko, adiutant batalionu. Był on Ukraińcem i obywatelem sowieckim. Język polski znał bardzo słabo, jednak podawał się za Polaka z sowieckiej Ukrainy, co budziło podejrzenia. Wspomniany nie był lubiany przez kolegów oficerów, a nawet część żołnierzy go lekceważyła. Według por. Witolda Grabarczyka stanowił on przeciwieństwo kpt. Lubeckiego. 

Pomiędzy oficerami polskimi i sowieckimi służącymi w WP panowały permanentne konflikty. Noc z 6 na 7 stycznia była początkowo bardzo spokojna. Po północy obrońcy sądzili, że atak nie nastąpi, ponieważ banderowcy będą mieli za mało czasu na zniszczenie Birczy i odejście przed świtem. Jednak wszyscy czuwali nadal na stanowiskach jak co noc. Opóźnienie napadu było jednym z elementów taktyki. Atak miał się rozpocząć od wschodu o godz. 2. Jednak wskutek dużej pokrywy śnieżnej niektóre sotnie nie dotarły na czas do pozycji wyjściowych.

Około godz. 2.45 członkowie sotni „U 7” zostali zauważeni na przedpolu w czasie podchodzenia do pozycji wyjściowych w rejonie na północny-wschód od kościoła. Zmasowany ogień z kościoła i pozycji wokół niego doprowadził do zatrzymania natarcia na tym odcinku. Banderowcy z trudem dotarli na pozycje wyjściowe. Już na samym początku ataku członkowie UPA uświadomili sobie brak podstawowego atutu – zaskoczenia, obrońcy znajdowali się na pozycjach a panika nie wystąpiła. Polacy z kościoła oświetlili pozycje banderowców reflektorem. 

Dalsze natarcie powstrzymał ogień moździerzy. Por. Witold Grabarczyk, strzelał na telefoniczną prośbę dowódcy 5 kompani, bez rozkazu kpt. Arsentija Kuźmienki. Dowódca zajmował się wzywaniem pomocy innych oddziałów 9DP i utracił zdolność kierowania obroną batalionu. Dowódcy odcinków działali na własną rękę. Na odcinku natarcia sotni „U 7” banderowcom nie udało się zająć polskich stanowisk na przedpolu Birczy. Sotnia. „U 4” atakowała rejon pałacu, szkoły i posterunku MO. Natarcie powstrzymał ogień z broni ręcznej. Tylko pododdział 512 zdołał wąwozem potoku wejść pomiędzy polskie stanowiska na zachód od pałacu i zagrozić kompani cekaemów broniącej tego odcinka. Banderowcy zajęli i zniszczyli dwa opuszczone stanowiska ciężkich karabinów maszynowych. 

Obsługa zdołała się wycofać zabierając cekaemy ze sobą. Dalsze natarcie powstrzymał ogień moździerzy, który por. Witold Grabarczyk otworzył na osobistą prośbę por. Sowy, dowódcy kompani cekaemów. Sotnia „U 6” miała atakować miasteczko od strony południowo-zachodniej. Idąca na przedzie czota 518, z winy przewodników, zmyliła drogę i zamiast do miasteczka weszła na Kamienną Górkę, gdzie została ostrzelana z działa i musiała zawrócić. 

Pozostałe czoty zostały ostrzelane i samowolnie wycofały się do lasu. Kolejny atak pododdziału 518 załamał się na polskich pozycjach w rejonie starej cerkwi i cmentarza. Polski kontratak zmusił banderowców do odwrotu. „Jarowi” z wielkim trudem przyszło uporządkowanie sotni. Kolejnego ataku nie zorganizowano ponieważ zbliżał się świt. Banderowcy spalili tylko drewniane zabudowania w dolinie na zachód od cerkwi.

Wspomniane budynki znajdowały się poza obrębem pozycji obronnych. W spaleniu zabudowań Wilhelma Michalskiego brał udział Mirosław Sosnowski. Wspomniany był synem sąsiada i chrześniakiem właściciela. Ojciec Mirosława Eugeniusz Sosnowski zachowywał się bardzo przyjaźnie do Polaków. Syn jednak wstąpił do UPA. Sotnia „U 2” po godzinie 2. miała dokonać głównego uderzenia na Birczę. Spóźniła się z zajęciem pozycji wyjściowej z powodu dużej pokrywy śnieżnej. 

W momencie rozpoczęcia ataku sotnia „U 2” była w szyku marszowym od strony Nowej Wsi. Na czele maszerowała czota 504, przy niej Michał Galo „Konyk” i Dymitr Karwański „Orski”, dalej pododdział 505, bojówki SB-OUN oraz czota 506. Długość kolumny wynosiła około 300 m. „Konyk” doszedł do spalonych w pierwszym napadzie przedmieści Birczy i spostrzegł, że walka się rozpoczęła. Należy domniemywać, że był mocno sfrustrowany spóźnieniem natarcia o godzinę. Prawdopodobnie odbierał to jako zapowiedź przyszłej kęski. 

Być może obawiał się kary od organizacji za fatalne dowodzenie. W tych warunkach ok. godz. 3. rozpoczął atak z marszu, bez rozwinięcia. Plan prawdopodobnie zakładał natarcie obydwoma brzegami doliny. Wzdłuż drogi nie atakowano ponieważ spodziewano się polskiej obrony. Rozkaz ataku wykonała tylko czota 504, przy której był „Konyk” i „Orski”.

Banderowcy bardzo szybko podeszli pod wzgórze po wschodniej stronie Stupnicy, w rejonie zniszczonych koszar, na którym znajdował się punkt oporu. Pozycja była źle wykonana i banderowcy znaleźli martwe pole ostrzału obrońców. Z uwagi na powyższe uwarunkowanie żołnierze opuścili pozycję pozostawiając działo 45 mm, z którego wymontowano zamek. Wojsko wycofało się w stronę centrum. „Konyk” doszedł do wniosku, że pomimo spóźnienia i braku zaskoczenia obrońców będzie wstanie wypełnić rozkaz i zniszczyć Birczę. 

Nakazał dalszy atak w stronę centrum. Należy domniemywać, że do czoty 504 dołączyły bojówki Służby Bezpieczeństwa OUN, które spodziewały się łatwego zwycięstwa i sławy z jego odniesienia. Po drodze podpalono jeden dom. Co oświetliło pole ostrzału dla obrońców. Pozostałe dwie czoty 505 i 506 wspięły się na wzgórze po zachodniej stronie Stupnicy i zaatakowały Birczę. Atak załamał się pod ostrzałem z moździerzy. 

Banderowcy z trudem dotarli na przedpole polskich pozycji. Zdołali spalić jeden dom poza linią obrony, przy tym oświetlili zajmowane pozycje. Czota 504 kontynuując natarcie weszła głęboko między zabudowania. Banderowcy napierali na ustępującą załogę punktu oporu. Doszli w rejon synagogi i budynku sztabu. Ich dalsze natarcie zostało zatrzymane ostrzałem z okien budynku sztabu. W rejonie rynku do obrony przystąpiła również załoga opuszczonego punktu oporu. Por. Witold Grabarczyk na prośbę ich dowódcy ostrzelał stanowisko utraconego działa. To uniemożliwiło jego odholowanie przez banderowców. Natarcie czoty 504 zostało zatrzymane.

Banderowcy w rejonie synagogi spali kolejny dom, w którym zginęło pięcioro Polaków, w tym dwie kobiety i dziecko. Zamordowani byli uciekinierami z sąsiednich miejscowości. Oświetlenie terenu było korzystniejsze dla obrońców budynku sztabu, którzy widzieli sylwetki atakujących. Członkowie UPA byli oddaleni zaledwie o ok. 50 m od tej kamienicy. Banderowcy próbowali atakować sztab. Według relacji kpt. Arsentija Kuźmienki podchodzili pod budynek trzymając pół nagiego chłopczyka jako żywą tarczę. Dziecko przeraźliwie krzyczało. Kpt. Arsenti Kuźmienko w relacji zasugerował, że chłopczyk przeżył. Banderowcy w końcu wypuścili go wolno. Kpt. Arsenti Kuźmienko nakazał kontratak, kompani fizylierów na grupę UPA, która podeszła pod sztab. Wspomniany manewr został uwzględniony w planie obrony przyjętym przez kpt. Leona Lubeckiego. 

Należy domniemywać, że pododdział szturmowy znajdował się w budynku sztabu jako jego ochrona. Banderowcy byli zwróceni frontem do tej kamienicy. Zatem fizylierzy dokonali obejścia ich pozycji od strony lewej. Następnie przystąpili do ataku z bliskiej odległości od tyłu i z flanki. Ze względu na ciemności obie strony dążyły do starcia na bliską odległość.
Na podstawie obrażeń ujawnionych w czasie ekshumacji należy wnioskować, że doszło do starcia wręcz, podobnie jak w czasie pierwszego napadu na Birczę i ataku na Kuźminę. Walka była krótka ale bardzo intensywna. 

O starciu wręcz na ulicach Birczy wspomina ks. Władysław Piętowski. Grupa ok. 20 banderowców zginęła w rejonie schodów do synagogi. Przy szkieletach banderowców ujawniono trzy pociski kalibru 7, 62 mm używane m.in. w pistoletach automatycznych PPSz i PPS. Złamania kości najprawdopodobniej powstały w wyniku uderzenia kolbą PPSz. Należy dodać, że banderowcy nie mogli się poddawać, mieli obowiązek popełnić samobójstwo o czym przypominano w czasie szkoleń organizacyjnych. 

O tej powinności w kazaniach wspominał, także kapelan ks. Wasyl Szewczuk „Kadyło”. Jeżeli członek OUN lub UPA w skutek odniesionych ran nie był w stanie popełnić samobójstwa wówczas pomagali koledzy. Dobijanie rannych w sytuacjach kryzysowych było powszechnie praktykowane w UPA wskazują na to zeznania jej członków i relacje żołnierzy WP z czasów operacji „Wisła”. Tylko kilkunastu banderowców z czoty 504 zdołało się wydostać z centrum Birczy. Według relacji dowodzącego obroną kpt. Arsentija Kuźmienki, to fizylierzy unieszkodliwili grupę, która podeszła pod budynek sztabu. 

Około godziny 5. czoty 505 i 506 z sotni „U 2” opuściły swoje stanowiska na zachód od drogi Bircza – Nowa Wieś z powodu dokuczliwego ognia moździerzy i karabinów. Banderowcy byli oświetleni przez płonący dom, który wcześniej sami podpalili. Według meldunku ponieśli duże straty. Ostatni członkowie czoty 504 z sotni „U 2” opuścili Birczę około 6:30. Ostrzału WP nie wytrzymała również sotnia „Jara”, wycofała się około godziny 6:45. Pozostały tylko sotnie „Burłaki” i „Łastiwki”, na których skupił się ogień obrońców. Pomimo tego Włodzimierz Szczygelski rozkazał trwać na pozycjach i atakować. Wspomniany obawiał się kary. Rozkaz nakazywał zdobycie Birczy, a z raz zajętych pozycji nie można było się wycofać. W międzyczasie nadeszła pomoc grupy manewrowej 9 DP, którą dowodził mjr Teodor Czerkaszyn. 

Wspomniany oddział przybył z Przemyśla. Grupa manewrowa składała się z I batalion 30 pp i konnego pododdziału zwiadu. Jej siły należy szacować na ok. 220 żołnierzy pieszych i 50 konnych. Banderowcy zatarasowali ściętymi drzewami drogę z Przemyśla do Birczy. Ponadto na tym kierunku czota 511 przygotowała zasadzkę. Grupa manewrowa musiała obejść przeszkody drogą przez Rybotycze. Oddział poruszał się marszem ubezpieczonym przez konnych zwiadowców. 

W rejon Birczy dotarli od strony południowo wschodniej. Sotnie „U 4” i „U 7” zostały oskrzydlone. Banderowcom groziło całkowite otoczenie i rozbicie. W tych okolicznościach Włodzimierz Szczygelski nakazał około godziny 8:00 odwrót. Odejście odbyło się w bardzo trudnych warunkach. O świcie banderowcy byli pod ostrzałem moździerzy i karabinów maszynowych z Walkowej Góry. W pościg za uchodzącymi ruszył konny oddział ze składu grupy manewrowej. Według meldunku UPA było to około 100 jeźdźców, polska literatura podaje liczbę tylko 50. Pościg trwał przez około 3 km. Banderowcy z trudem dotarli na skraj lasu, tutaj zajęli pozycje obronne i ostrzelali konnych żołnierzy. 

Grupa pościgowa musiała się zatrzymać. Członkom sotni „U 4” i „U 7” udało się odskoczyć w głąb lasu. Pogoń WP została przerwana. Należy nadmienić, że pościg pod Birczą był ostatnim użyciem w dziejach polskiej wojskowości tak dużej grupy jazdy do walki w szyku konnym. Około godziny 10 walki na południe od Birczy ustały. Pododdziały odsieczy weszły do miasteczka. Około godziny 12 banderowiec, ukryty w żydowskiej łaźni w pobliżu synagogi, ostrzelał rannego żołnierza, który szedł na punkt sanitarny po skończonej walce. Wspomniany doznał bardzo ciężkich ran postrzałowych. Część świadków stwierdziła, że prawdopodobnie z powodu obrażeni wkrótce zmarł. Ponowne strzały w centrum Birczy zaalarmowały żołnierzy, którzy otoczyli łaźnię. Banderowca wezwano do podania się lecz on na to nie reagował. Jeden z żołnierzy wrzucił do łaźni granat, którego wybuch zabił banderowca. W odparciu trzeciego napadu na Birczę udział brała miejscową milicja i samoobrona, które posiadały własny odcinek obrony w pobliżu kościoła i budynku posterunku. 

Na pozostałych punktach oporu czynny udział walce brały pojedyncze osoby, które w momencie rozpoczęcia ataku znajdowały się w ich pobliżu.

Według polskich źródeł na polu walki pozostało 30 ciał zabitych banderowców, a część zdołali banderowcy zabrać z sobą. W czasie ekshumacji odnaleziono 28 szkieletów. Według danych z meldunku UPA zginęło tylko 23 członków. W raporcie jednak nie uwzględniono, przewodników z cywilnej siatki, którzy towarzyszyli dowódcom atakujących grup, członków ochrony „Konyka” i sztabu przemyskiego kurenia UPA. A wspomniani niewątpliwie przebywali w rejonie kontrataku fizylierów, gdzie straty banderowców były największe i wyniosły około 20 zabitych. 

Według raportu UPA poległo tylko 13 członków sotni „Orskiego”, która nacierała na tym kierunku. Ponadto nie posiadamy informacji o stratach bojówek SB, które niewątpliwie towarzyszyły sotni „Orskiego”. Istnieją poszlaki wskazujące, że dane o stratach celowo zaniżono, aby zataić przed dowództwem rzeczywiste rozmiary klęski i własną, wyjątkową nawet jak na UPA, niekompetencję. Np. dla sotni „Burłaki” podano 3 zabitych, podczas gdy według zeznań Włodzimierza Szygelskiego poległo 7 członków. Po walce jeden z mieszkańców Birczy, poszukując krowy, która uciekła z podpalonych zabudowań odnalazł dwóch rannych członków UPA. 

Banderowcy pełzając usiłowali się wydostać. Z opisu wynika, że było to na odcinku ataku sotni „Jara”. Miejsce odnalezienia wskazał żołnierzom, którzy zabrali ich na noszach do sztabu w Birczy. Rannych banderowców było więcej. W czasie napadu ujęto 5-12 żywych członków UPA, których przekazano do sztabu poza Birczę. Wspomnianych nie uwzględniono w meldunku UPA. Nikt z nich nie był osądzony. Dalszy los wspomnianych nie jest znany. Część ujętych banderowców zapewne wkrótce zmarła w skutek odniesionych ran podczas walki. Być może niektórych członków UPA przekazano władzom sowieckim lub wykorzystano do działalności agenturalnej. 

Prowadzone przez OKŚZpNP IPN w Rzeszowie śledztwo zaprzeczyło możliwości dokonania na banderowcach egzekucji w Birczy. Należy dodać, że zgodnie z obowiązującym prawem polskim i międzynarodowym nie mieli oni statusu jeńców wojennych, część nosiła polskie mundury. Z punktu widzenia prawnego byli terrorystami. Polska strona słusznie przypuszczała, że straty były większe. Należy domniemywać, że w Birczy zginęło co najmniej 30 banderowców. Zabitych 28 banderowców pochowano w zbiorowej mogile w pobliżu synagogi. W walkach rany odniosło co najmniej 22 członków UPA. Utracono według raportu w sumie 19 sztuk broni w tym dwa erkaemy. Polska strona miała 5 rannych żołnierzy. Niektóre źródła wymieniają jednego zabitego lecz tej informacji nie zdołano potwierdzić. Banderowcy zamordowali 5 cywilów uciekinierów z sąsiednich wiosek.

Należy domniemywać, że pomimo klęski III napadu planowano kolejny atak. Takie informacje były rozpowszechniane prze banderowców pod koniec stycznia 1946 r. W dalszym ciągu kontynuowano nocny ostrzał stanowisk wokół Birczy z dalekiej odległości. Około 10 lutego 1946 r. 2 batalion 26 pp opuścił Birczę przekazując garnizon zmiennikom z innych oddziałów 9 DP. Żołnierze którzy odeszli byli wyczerpani kilkutygodniową służbą, z powodu trudnych warunków wielu z nich chorowało. Obsada załogi była wymieniana co dwa miesiące. Niebezpieczeństwo ataków istniało do operacji „Wisła”. Zatem ludność cywilna musiała być ochraniana do połowy 1947 r. przez wojsko. Banderowcy napadali na Polaków podróżujących pomiędzy Przemyślem i Birczą. Niebezpieczeństwo jak wspomniano w kronice parafii było bardzo duże. Szczególnie banderowcy napadali na osoby powracające z robót przymusowych w Niemczech. 

Ludność polska, która opuściła miejscowości wokół Birczy nie mogła powrócić nawet w celu zebrania płodów rolnych z własnych pól. Banderowcy mordowali wszystkich Polaków, którzy pojawili się we własnych zniszczonych gospodarstwach. W ten sposób przeciwdziałano powrotowi Polaków na tzw. prastare ziemie ukraińskie. Banderowcy do połowy 1947 r. uważali, że zdołają oczyścić te ziemie z Polaków. Po upadku komunizmu Polacy i Ukraińcy w Birczy i okolicznych miejscowościach, żyli zgodnie. Jednak sprawa napadów powróciła. Z inicjatywy Związku Ukraińców w Polsce w latach dziewięćdziesiątych XX w. rozpoczęto poszukiwania szczątków członków UPA, którzy zginęli w czasie napadu na miasteczko. Równocześnie strona ukraińska żądała pozwolenia na upamiętnienie banderowców jako żołnierzy ukraińskich, co wywołało sprzeciw mieszkańców, którzy podczas napadów utracili bliskich i mienie znacznej wartości.

Ponadto należy przypomnieć, że Michał Galo „Konyk” i Dymitr Karwański „Orski” pełnili służbę w szeregach 14 Dywizji SS. Pośród członków UPA znaczny procent stanowili byli policjanci ukraińscy w niemieckiej służbie, których starano się przedstawić jako bohaterów. W tym samym czasie w Birczy byli milicjanci, w tym komendant Józef Winiarski, dostali anonimy z pogróżkami. W 1999 r. odnaleziono i ekshumowano szczątki 28 uczestników III napadu na Birczę. Wobec sprzeciwu polskich mieszkańców nie pochowano ich w Birczy, lecz w 2000 r. Przemyślu-Pikulicach, obok internowanych przez RP żołnierzy Ukraińskiej Republiki Ludowej, zmarłych podczas epidemii na przełomie 1920 i 1921 r. 

Z powodu oddawania czci członkom UPA i propagowania idei nacjonalistycznych w czasie tzw. procesji na groby bohaterów od kilku lat dochodzi do przepychanek Polaków i Ukraińców na ulicach Przemyśla. W tym miejscu należy przypomnieć słowa Ukraińca profesora Wiktora Poliszczuka, który uważał, że nacjonaliści ukraińscy w okresie międzywojennym propagowali kult grobów rzekomych ukraińskich bohaterów nie z chęci oddania należnego szacunku doczesnym szczątkom ludzkim, lecz aby wywoływać zadrażnienia z polską ludnością, co miało przeciwdziałać ewentualnemu porozumieniu obydwu narodów.

Protokół z ekshumacji banderowców w Birczy podpisany przez archeologa prof. Andrzeja Kola i antropologa dr. Andrzeja Florkowskiego zawierał sugestię, że członkowie UPA w Birczy zostali zamordowani w egzekucji. Na podstawie wspomnianego dokumentu prezes Związku Ukraińców w Polsce zgłosił do IPN możliwość popełnienia przestępstwa polegającego na zabójstwie osób narodowości ukraińskiej ze względu na ich przynależność etniczną. Śledztwo w sprawie prowadziła OKŚZpNP IPN w Rzeszowie. Powołany w toku postępowania niezależny biegły prof. dr hab. Franciszek Frel z Uniwersytetu Jagiellońskiego w oparciu o dokumenty z ekshumacji uznał, że nie jest w stanie potwierdzić wersji o egzekucji. Strona ukraińska nie zdołała przedłożyć innych dowodów. Powołani świadkowie stwierdzili, że widzieli ciała wielu martwych banderowców bezpośrednio po walce. 

Śledztwo S 2 /02/zk zostało 11 października 2004 r. umorzone. Prokurator Marek Sowa, uznał, że nastąpiła konieczność obrony życia mieszkańców Birczy. Natomiast wnioski co do egzekucyjnego charakteru stwierdzonych na szkieletach obrażeń są, w znacznej mierze nieuprawnione.
Od wielu lat mieszkańcy Birczy w rocznicę I napadu organizują uroczystości dla uczczenia pomordowanych i upamiętnienia obrońców. Obchody przebiegają w podniosłej i spokojnej atmosferze.

Około 8 listopada 2017 r. na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie zamontowano nowe tablice z nazwami dwudziestu miejscowości na Wołyniu i Lubelszczyźnie oraz w Małopolsce Wschodniej, w których doszło do obrony przed napadami nacjonalistów ukraińskich. Wśród nich znajdowała się Bircza. Odsłonięcia miał rzekomo dokonać osobiście prezydent RP Andrzej Duda. Jednak tablice zostały podmienione, a w nowej inskrypcji pominięto napis „Bircza 1945-1946”. 10 listopada 2017 r. w przeddzień Święta Niepodległości ówczesny Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz odsłonił nowe tablice na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, bez Birczy.

Powyższe działania zostały zauważone i nagłośnione przez środowiska kresowian. Podmianę tablic z oburzeniem przyjęli mieszkańcy Birczy i całego województwa. Wyrazem tych nastrojów były uchwały podejmowane przez samorządy. W podobnym tonie wypowiedziały się środowiska kresowian, kombatantów, w tym żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji AK i organizacje patriotyczne. Przy tym zostały sformułowane zarzuty o braku suwerenności polskiej polityki historycznej.

W odpowiedzi na interpelację posłów Piotra Zgorzelskiego i Mieczysława Kasprzaka z Polskiego Stronnictwa Ludowego, MON udostępniło notatkę z 2 marca 2018 r., z której wynikało, że usunięcie Birczy z tablicy nastąpiło w wyniku decyzji Ministra Obrony Narodowej Antoniego Macierewicza. Ministerstwo informowało również, że wszelkie czynności w niniejszej sprawie były wykonane w oparciu o ustalenia zespołu eksperckiego w skład, którego wchodzili przedstawiciele Instytutu Pamięci Narodowej, Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, MON, Wojskowego Biura Historycznego, Dowództwa Garnizonu Warszawa, Muzeum Wojska Polskiego, Światowego Związku Żołnierzy AK, Ogólnopolskiego Związku Żołnierzy Batalionów Chłopskich oraz środowisk naukowych. W czasie publikacji notatki Antoni Macierewicz nie był już ministrem Obrony Narodowej.
************************
Artur Brożyniak 

Artykuł ukazał się w 37 wydaniu "Głosu znad Sanu" w październiku 2018 r. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zamek w Węgierce. Spojrzenie w przeszłość.

Węgierka położona jest około 15 km od Jarosławia, przed Pruchnikiem.   Coraz bardziej ruchliwa droga w Bieszczady i ciekawa rzeźba terenu (okoliczne wzniesienia porośnięte pięknymi bukowo-jodłowymi lasami) przyciągają turystów. Dojechać możemy samochodem kub autobusem z Jarosławia w kierunku Pruchnika, także z Przemyśla przez Żurawicę. Warto też dotrzeć do zamku rowerem. Ruiny zamku znajdują się w pobliżu szosy, za skrzyżowaniem dróg: Jarosław, Żurawica, Pruchnik, nad niewielkim potokiem stanowiącym dopływ rzeki Mleczki. W lecie ruiny zamku zasłania gęsto porośnięta zieleń,   gdzie w oddali zobaczymy majestatyczne mury kamiennej baszty.

Dwór w Nienadowej. Spojrzenie w przeszłość

Dwór w Nienadowej. Spojrzenie w przeszłość Nienadowa le ż y w gminie Dubiecko w Powiecie Przemyskim na trasie Przemy ś l - Dynów. Do dworu dojedziemy skr ę caj ą c na skrzy ż owaniu w Nienadowej w kierunku Birczy. Po przejechaniu oko ł o 100 metrów zauwa ż ymy zabudowania dworu.

Dwór w Hadlach Szklarskich - Spojrzenie w przeszłość.

Usytuowany w Powiecie Przeworskim, w gminie Jawornik Polski. Leży nad rzeką Mleczką.  Z kart historii dworu.  Został zbudowany na przełomie XIX i XX wieku. Usytuowany z dala od wsi. Obiekt murowany o rozbudowanej bryle, położony w obrębie ogrodów krajobrazowych. Rozplanowane one zostały w wieku XVIII i przebudowane na przełomie XIX/XX w. Zachowane są również założenia ziemne o charakterze obronnym.