Niepodległość jest dzisiaj dla nas czymś zwyczajnym i codziennym. Mamy wolny kraj, możemy w nim robić co chcemy. Wojna dzisiaj jest czymś odległym i niezwyczajnym, zasłyszanym w mediach. Niech tak zostanie. Był jednak taki czas kiedy wojenne zniszczenia obejmowały teren i miejsce w którym żyjemy, a Polska traciła niepodległość. Trzeba było wiele krwi, wysiłku i ludzkiego życia poświecić aby utraconą wolność wywalczyć i odzyskać. Pośród wielu osób, którzy przyczynili się do jej odzyskania były osoby z naszego terenu. Jedną z nich, wartą przypomnienia jest postać Augusta Konstantego hr. Krasickiego. Związanego zarówno z Leskiem jak i Bachórzcem k. Dubiecka. O tej postaci nieco na łamach Głosu znad Sanu już pisaliśmy. O wojnie, swoim udziale w niej, tworzeniu się wolnej Polski w 1918 r. poniżej opowiada w swoich niezwykłych wspomnieniach sam autor. Zapraszamy do lektury.
Redakcja
August Krasicki
Dziennik z kampanii rosyjskiej 1914 - 1916
Obszerne fragmenty dziennika dotyczące Przemyśla i okolic.
O Dzienniku z przedmowy autora:
„W bibliotece zamku leskiego był niewielki zeszycik zatytułowany: Moje wspomnienia z 1830-31 r.; spisał je mój dziadek Edmund Krasicki, powróciwszy z kampanii. Wiele razy ten zeszycik odczytywałem; zawsze żałowałem, że dziadek nie spisał szczegółowiej swoich wspomnień. Gdy więc wyruszyłem na wojnę w 1914 r., żeby nie spotkał mnie kiedyś podobny zarzut, zacząłem każdego dnia zapisywać moje przeżycia wojenne. Ponieważ podczas wojny wysyłanie listów było utrudnione, pisałem więc mój dziennik poniekąd jako listy do rodziny, umieszczając w nim wszelkie wiadomości. Dlatego w dzienniku moim znajdą się najróżnorodniejsze wiadomości. Oprócz opisów działań wojennych, które spisywałem nie jako strategik, lecz tylko jako świadek naoczny, znajdą się opisy krajów, okolic, miast i wsi, dworów, w których byłem, opisy ludzi i zwyczajów tych dzielnic, przez które przechodziłem. Będą też szczegóły z osobistych moich przeżyć wojennych i moich towarzyszy, jak również krewnych i znajomych, których spotykałem. Nie pominąłem też epizodów i faktów dotyczących wojny, z całego świata, które dzisiaj może nie są aktualne ani interesujące, lecz w latach 1914 -16 patrzyło się na nie zupełnie inaczej. Kampanię moją odbyłem w Komendzie Legionów Polskich. Legiony posiadają już swoją literaturę i nieraz traktowane były nie tylko z punktu wojskowego, ale i politycznego. Uprzedzam więc i zastrzegam się, że powołany do Komendy Legionów pełniłem wyłącznie służbę oficera ordynansowego i adiutanta dowódcy. Dlatego w dzienniku moim polityki nie poruszam, a jeżeli mimochodem niektóre wypadki polityczne nadmieniam, to tylko takie, które były dla ogółu wiadome, a dla całokształtu musiały się znaleźć w moim dzienniku (…)”.
Bachórzec. 31 VII 1914.
Jak co roku, przyjechaliśmy z Leska do Bachórca na dzień imienin mojego Ojca, które obchodzi w dzień św. Ignacego 31 lipca. Z Leska do Bachórca, na Sanok, Dydnię, Dynów odległość wynosi 75 km. Jechało się powozem czwórką koni, a rzeczy i służba wozem. Na pół drogi do Jabłonki wychodziły konie rozstawne z Bachórca. Zajeżdżało się do dworu Antoniego Krasińskiego, gdzie nas gościnnie podejmowano i po popasie jechało się dalej odbywając całą podróż zależnie od pory roku i stanu dróg w 6 do 8 - miu godzin. Przyjechałem z całą rodziną tj. z żoną i trzema synkami: Antosiem, Stasiem i Ksawerkiem. Przy chłopcach była Szwajcarka Mille Gassman. Było to już po wypowiedzeniu wojny Serbii, więc nastrój był podniecony.Byliśmy w oczekiwaniu nadzwyczajnych wypadków, które przewidzieć było trudno. Dzień imienin Ojca zgromadził po południu, jak co roku, naszych sąsiadów, z których każdy przywiózł jakąś sensacyjną wiadomość i niesprawdzone wieści. Najważniejszą wiadomość przywiózł Antoni Wołkowicki, który wrócił wprost z Przemyśla, o mobilizacji w Rosji i o zarządzeniu mobilizacji w Austrii. Wiadomość ta poruszyła głęboko wszystkich obecnych. Goście wcześnie się rozjechali, żegnając się z myślą kiedy i w jakich warunkach się spotkamy.
Bachórzec - Lesko 1 VIII 1914.
O godz. 3 -ej w nocy słyszę stukanie do drzwi wchodowych oficyny, w której mieszkaliśmy, wstaję i dowiaduję się, że przeniesiono dla mnie telegram z poczty. Depesza była od starosty z Leska, który wzywał mnie do powrotu z powodu zarządzonej mobilizacji. Zdziwiony byłem doręczeniem telegramu o tak niezwykłej porze, dowiedziałem się później, że z powodu zarządzonej mobilizacji wszystkie urzędy telegraficzne po 24 godzin bez przerwy miały służbę. Depeszę przyniósł stary Michał Krawiec były karbownik, gracjalista (niezdolny do pracy sługa pozostający na łaskawym chlebie u swego pana), weteran z 1863 r., jeden z ostatnich, których z Bachórca wyprawił mój dziadek Edmund do powstania (znałem ich [prócz niego] trzech: Piotra Krawca - ogrodnika, Marcina Opałkę - owczarza i Antoniego Kwasiżura - polnego). Dziwnym zbiegiem okoliczności wiadomość o wojnie z Rosją i powołanie mnie do czynnego udziału doręczył weteran z 1863 roku. Dzisiaj z poczty nadeszły do wójtów zawiadomienia o mobilizacji, które zostały we wsiach ogłoszone. Wszyscy należący do wojska zbierają się do wyjazdu, ze służby dworskiej przyszli z pożegnaniem: leśniczy Turek, dwaj leśni, czterej polni i kilku fornali. Po obiedzie wybieramy się z powrotem do Leska. Żegnamy się z rodzicami, siostrą i bratem, smutne było to pożegnanie i wyjazd, rozjeżdżamy się bowiem w niepewności, czy i gdzie się następnie zobaczymy. Wyjeżdżamy końmi leskimi. Po drodze spotykamy liczne fury z mobilizowanymi i doprowadzane konie. W Dynowie były już odziały wojskowe, w Sanoku tłumy powołanych chłopów. Do Leska przyjeżdżamy około 9 -ej wieczór.
Lesko - Przemyśl. Niedziela, 2 VIII 1914.
Będąc podporucznikiem w rezerwie, dawniej 6. pułku ułanów, a ostatnio przeniesiony do 3. p. uł. Obrony Krajowej, odbywałem prócz trzech przepisowych ćwiczeń dwa ćwiczenia na ochotnika podczas manewrów cesarskich w latach 1896 i 1908, mundury więc, broń, jako też rynsztunek na konia miałem zawsze w porządku i gotowe do użytku. Obecnie pakuję do kuferka, który mnie służył podczas manewrów, części mundurowe, bieliznę w ilości niezbędnej i konieczne drobiazgi, od rana ubieram mundur i jestem gotowy do wyjazdu. Jako należący już do Obrony Krajowej przypuszczam, że dalej jak do Przemyśla na wojnę nie pójdę i będę mógł od czasu do czasu do domu przyjechać, wobec tego nie zajmuję się zbytnio sprawami majątkowymi i domowymi, które pozostawiam żonie, nadleśniczemu Ulanickiemu i ekonomowi Kulczyckiemu, ci bowiem obydwaj jako starsi wiekiem do wojska nie należą i zostają w domu. Wszyscy młodsi za to z administracji jako wojskowi razem ze mną na wojnę idą. W starostwie dowiaduję się, że starosta Pohorecki nagle ciężko zaniemógł, zastępuje go komisarz Smalawski. Mówią mnie tam, że zmobilizowani muszą się w 24 godzin stawić w swoich Komendach Uzupełniających. Do kościoła idziemy na mszę św. o 8 - ej. Tu w mieście również duży, niezwykły ruch, wielu chłopów z gór powołanych mobilizacją kręci się po mieście. Po kościele przyszli do kancelarii odmeldować się i pożegnać odchodzący leśni na wojnę. Wszyscy przeważnie w moim wieku należą do 18. p. Landszturmu w Przemyślu. Pożegnawszy najmłodszego synka i mury zamku leskiego, wyjeżdżam w towarzystwie żony i starszych synów do pociągu, mającego odejść przed 10 - tą, na stację Uherce. Na stacji tłumy zmobilizowanych i odprowadzających ich rodzin, gwałt i lament. Pociąg spóźniony, na stacji nie wiedzą ile i kiedy nadejdzie. Przychodzi w końcu około 11 - tej, przepełniony do ostatniego miejsca zmobilizowanymi. Żegnam się z rodziną w nadziei, że za kilka uda mnie się z Przemyśla dostać urlop. Z trudnością dostaję się do wagonu, a o miejscu nie ma mowy. Pociąg wlecze się pomału, na każdej stacji te same sceny, zdobywanie miejsc. Z zapałem śpieszą tłumy zmobilizowanych do swoich oddziałów, jakby na jaką świętą wojnę. Pokazuje się, że Austria potrafiła wychować pod względem wojskowym swoich obywateli. W Chyrowie za radą kolejarzy opuszczam pociąg osobowy i znajduję lepsze miejsce w pociągu towarowym, którym równie pomału jadąc, w końcu około 5 - ej po południu dojeżdżam do Przemyśla. Na stacji tłumy wojskowych i cywilnych. W gazetach wiadomości o mobilizacji i zarządzeniach władz. Kuferek zostawiam na stacji, składam służbowy kartusz (pas z ładunkiem) i idę wprost do Komendy Uzupełniającej, gdzie się melduję u podpułkownika Kralićka. Dostaję przydział do pułku Landszturmu nr 18 jako adiutant w II batalionie w Żurawicy. W zajeździe hotelu „Europejskiego” zastaję fornalkę z Bachórca, przyjechał mój brat Ksawery, którego później spotkałem na mieście, również zgłosić się do wojska, ale na razie nie jest powołany. Na mieście ruch szalony wojskowych wszelkiej broni oficerów i żołnierzy. Spotykam też dużo znajomych.
Przemyśl. Poniedziałek 3 VIII 1914.
Przenocowawszy, o 5 -ej rano wyjeżdżam końmi bachórzeckimi do Żurawicy, gdzie są forty i koszary. Odnajduję II batalion 18. Landszturmu. Dowódcą jest ppłk Payer Jan, przydzielony z 77. pp. Obejmuję służbę adiutanta. W batalionie jest 9 - ciu oficerów, wszyscy Niemcy i Czesi przeważnie wiedeńczycy, rezerwiści różnych fachów. Jest tu także I batalion pod dowództwem majora Picka. W kancelarii w koszarach i przed koszarami tłumy zgłaszających się, od których oficerowie odbierają książki wojskowe i wciągają do list. Zakwaterowałem się w szkole u znajomego nauczyciela Fedyka, który poprzednio był w Bachórcu. Jadamy w kantynie w koszarach artylerii.
Żurawica. Wtorek, 4 VIII 1914.
Od wczesnego rana zajęci jesteśmy zapisywaniem zgłaszających się rezerwistów, których kilka tysięcy koczuje w Żurawicy z cierpliwością czekając swej kolei. Są to ludzie wszelkich stanów, najwięcej naturalnie chłopów. Żydów stosunkowo niedużo, wszyscy z powiatów: przemyskiego, dobromilskiego, leskiego, brzozowskiego i przeworskiego. Są też przygodni z całej Galicji. Co dzień o jeden rok młodszych zwalnia się wobec osiągnięcia potrzebnego kontyngentu w batalionach. Rozpuszcza się więc urodzonych w latach 1872, 1873, 1874. Mogłem przy tym przemycić także kilku młodszych, mam nadzieję bez uszczerbku dla Monarchii. Wróciło więc kilku naszych leśnych, a ze znajomych puściłem Aleksandra Dworskiego z Hawłowic. Mój brat przed odjazdem do Bachórca przyjechał tu do mnie z pożegnaniem, odstawił do wojska 22 konie z folwarków. Nad Żurawicą krążą aeroplany, co wprawia w zdumienie miejscową ludność. Koło kościoła ustawiono wielkie hangary z płótna namiotowego. W gazetach są już komunikaty z frontu niemiecko-rosyjskiego. 3-go zajęli Niemcy Kalisz i Częstochowę.
Środa, 5 VIII 1914.
Od 6-ej rano cały dzień dalsze wciąganie do list zgłaszających się, ci co później się zgłaszają najlepiej na tym wychodzą, gdyż są zwalniani, wobec osiągniętego przepisowego stanu batalionów. Wojny dalsze rodzą się jak grzyby po deszczu. Niemcy wypowiedzieli wojnę 1-go Rosji, 3-go Francji i Belgii, a Niemcom Anglia 4-go. Po południu pojechałem do Przemyśla, mosty na Sanie obsadzone są wojskiem i żandarmerią. Przed katedrą spotkałem kilkunastu księży kapelanów, wszyscy w mundurach woskowych. Odnośnie do wydanych rozkazów, udałem się do szlifierza, któremu dałem do wyostrzenia moją szablę, wygląda to na zbyteczną ostrożność. Wracając z Przemyśla spotkałem jadącego pod eskortą żandarmów aresztowanego podoficera z 5 kompanii II batalionu Radwańskiego, z zawodu nauczyciela.
Czwartek, 6 VIII 1914.
O godz. 9-ej zebranie wszystkich oficerów batalionu przed ppłk. Payerem. Skład korpusu oficerskiego daje prawdziwy obraz Monarchii. Są Niemcy, Czesi, Słowacy i naturalnie oberarzt, Żyd. Adiutantem pułkowym jest kpt Ładoś, znany mnie, gdyż był temu kilka lat podczas manewrów na kwaterze w zamku leskim. Komeda pułku jest na plebani, dokąd chodzi się po Abfertigung (po polsku odprawa). Proboszczem rzym. kat. W Żurawicy jest ks. Michał Miksiewicz, znany mnie z Krasiczyna, dwór w Żurawicy należy do Sapiehów. We wsi stoi niezliczona ilość furmanek i koni z dalekich nawet stron, są także z powiatu leskiego.
Piątek, 7 VIII 1914.
Co dzień te same zajęcia. Mundurujemy żołnierzy i wybieramy konie. Konie same robocze z formalek dworskich i chłopskie. Przeznacza się je do taborów i do wózków z amunicją. Szczęście, że pogoda sprzyja tym czynnościom, do wczoraj także obozowali jeszcze na dworze powołani, czekając cierpliwie na przydział. Oficjalna wiadomość: 6-go Austria wypowiedziała wojnę Rosji, mamy więc naszą wojnę.
Sobota, 8 VIII 1914
Przed południem pojechałem po rozkazy do Fenstungs Komando w Przemyślu. Zameldowałem się u gen. Kusmanka dowódcy twierdzy. Rozkazy odebrałem od szefa sztabu.Wśród niezliczonych furmanek ciągnących przez Przemyśl spotkałem i fury chłopów z Kalnicy Dziurdziowa, Rudenki spod Leska. W gazetach komunikaty o przekroczeniu granicy przez wojska austriackie i zajęciu Miechowa, a na wschodzie Wołoczysk, Nowosielicy. Równocześnie z armią idą na Moskala Odziały Strzeleckie. 6 -go Serbia wydała wojnę Niemcom a 7 -go Czarnogóra Austrii.
Niedziela 9 VIII 1914
Do południa bieganina między batalionem a kancelarią pułkową. Konia służbowego, którego wybrałem z broniaków i którego już mnie jak tako uporządził mój ułan ordynans, odebrali mnie. Tutejszy odział lotników odjeżdża na granicę rosyjską. Na nabożeństwo niedzielne nie trafiłem, gdyż służba przeszkodziła, wstąpiłem na chwilę do kościoła, ładny, gotycki, malowany przez artystę malarza Popiela.Budował go ks. Dzierżyński, obecny prepozyt leski. Po południu obydwa bataliony kompletnie umundurowane i uzbrojone ustawiły się na łące obok koszar.Bardzo dobrze się prezentują , jak gwardia wyglądają, bo chłopy wszyscy jak to mówią na schwał i przeważnie ponad czterdziestkę. Stan kompanii 220 - 240 ludzi. Amunicja ostra rozdzielona na żołnierza po 120 patronów i na kompanię po 7 skrzynek, po 1350 patronów w każdej. Każda kompania ma ma wózek amunicyjny na dwóch kołach i zaprzęg dwukonny. Mundury żołnierskie zupełnie nowe, z magazynów, koloru szarego jak Landwery (Obrona Krajowa), wyłogi zielone. Buty nowe doskonałe, bielizna kompletna całkiem nowa, jednym słowem wszystko bez zarzutu. Jeżeli w Austrii wszystko tak dobrze przygotowane do wojny, to możemy być spokojni o wynik. Pogoda nam sprzyja.
Przemyśl. Poniedziałek, 10 VIII 1914
O godz. 5 -ej rano odmarsz II batalionu do Przemyśla, gdzie ma objąć ochronę fortów i mostów. Pół batalionu odmaszerowało wprost do Buszkowic i Bolestraszyc, wieś ta dziś do połowy została rozebrana i zdemolowana jako leżąca w rejonie fortecznym, a mieszkańcy przewiezieni za Jarosław. Drugie pół batalionu odmaszerowało traktem jarosławskim do Przemyśla, gościniec który temu kilka dni był rozkopany i nie do użycia, dziś zupełnie naprawiony. Tysiące bowiem robotników pracuje przy naprawie dróg w obrębie fortecy ma być 35 000 robotników sprowadzonych z różnych najodleglejszych powiatów. Po drodze spotkaliśmy maszerującą na front dywizję piechoty, pułki 10. przemyski, 77. samborski, 9. stryjski, 45. sanocki, przy wszystkich pułkach jechali też konno księża kapelani. Z dywizją jechała artyleria polowa, sapery, ambulanse pocztowe, sanitarne, a w końcu niezliczona ilość fur taboru.Żołnierze maszerowali z animuszem, w nowych mundurach, ale w niebieskich czapkach, nie w czakach, widocznie tylko kawaleria ma ten przywilej na wojnie, bo ułani i ja z nimi paraduję w tzw. czapce polowej, obszytej czerwoną ceratą. Poznałem wśród maszerujących, w 45. p. ppłk. Ludnera, znajomego z polowania w Lesku, a na armacie Witoszyńskiego z Dubiecka. Kolumna ta ciągnęła się aż do mostu w Przemyślu, tam stojąc długo przemarszowi się przypatrywaliśmy. Przemarsz ten przy dźwiękach orkiestr, z dziarsko maszerującymi wojskami, z udekorowanymi czapkami dębowymi liśćmi i kwiatami, wyglądałby weselej, gdyby nie towarzyszyły liczne lamentujące i płaczące niewiasty. Nasz batalion został zakwaterowany na Zasaniu, w Domu Ludowym, położonym tuż nad Sanem. Zluzowaliśmy batalion Lansswery. Jest to budynek zarazem teatralny, żołnierze są pomieszani w salach i w foyer. Ja mam dobrą kwaterę w nyży kasy teatralnej, kupiłem sobie siennik i słomę, co z moim kuferkiem jest całym umeblowaniem. Po rozesłaniu poszczególnych oddziałów i patroli na mosty i forty, podług szczegółowego szkicu wydanego w rozkazie komendanta twierdzy, pojechałem konno z ppłk. Payerem na objazd wart i placówek. Konia dostałem innego, tymczasem trębacza batalionu. W batalionie jestem jedynym oficerem kawalerii, w myśl przepisów obowiązuje tzw. Kriegssadjustierung (umundurowanie wojenne)., a więc ułanka niebieska, czerwone rajtuzy, kartusz oficerski służbowy przez plecy, kożuszek ułański na przewieszkę, na głowie czapka ułańska w czerwonym ceratowym pokrowcu. Naturalnie szabla wyostrzona, pistolet i torba skórzana na mapy (torby te były w Przemyślu zupełnie rozprzedane, wobec tego zrobił mi szewc dosyć prymitywną). Pierwszy raz oglądałem z bliska fortyfikacje przemyskie. Wyjechaliśmy bramą przy trakcie węgierskim i zaraz na prawo drogą prowadzącą do fortów, które są połączone siecią doskonałych dróg. Warty były już na swoich posterunkach i służbę bardzo sumiennie pełnią. Jeden z żołnierzy nie chciał nas przepuścić, zanim nie usłyszał wyznaczonego na dzisiejszy dzień hasła. W Przemyślu już mało jest wojska . Spotkałem popołudniu mojego brata, który przyjechała końmi z Bachórca w sprawie dostawy zboża do fortecy i zmiany pieniędzy, gdyż na wsi monety srebrne i niklowe zupełnie znikły, trudno i tu zmienić większą kwotę. Dowiedziałem się, że rodzice zostają w domu, zaś w okolicy mało kto został. Skrzyńscy z Bachórzca wyjechali aż na Semering. U mecenasa Czajkowskiego zastałem listy z domu, są tam jeszcze rodzice mojej żony Stanisławowstwo Wodziccy. Żniwa już na ukończeniu, ale wielki brak robotnika. W Lesku jest na stałe odział wojskowy. W komunikatach dobre wiadomości. Moskale opuszczają Królestwo, cofając się z pośpiechem, podobno Warszawę opuszczają. Odziały Związku Strzeleckiego pobiły i wyparły Moskali z Miechowa, gdzie Sztandar Polski powiewa. Wojska austriackie zajęły Kielce. Niemcy zdobyły Louvain, co ma mieć bardzo doniosłe znaczenie na przebieg wojny z Francją.
Wtorek 11VIII 1914.
Rano objeżdżałem forty, gdzie nasze warty mają służbę. Wracając jarosławskim traktem jechałem obok maszerujących wojsk, przy tej okazji otrzymałem od jakiejś panienki bukiecik kwiatów, która widząc zapewne jednego ułana, mnie obdarzyła. Udało mnie się spośród zmobilizowanych wydostać Romańskiego Jana, bachórczanina, długoletniego strzelca w Lesku, którego przeznaczono mnie na ordynansa. Romański jest z tego bardzo kontent a ja także, gdyż mam zapewnioną opiekę dla moich rzeczy. Nie mogę uzyskać dla siebie urlopu, wyrobiłem urlop i marszrutę dla Romańskiego, którego posłałem do Leska z listem i po potrzebne rzeczy, gdyż dopiero teraz przekonują się, co jest potrzebne, a co zbędne na wojnie, różne też paradne i domowe części garderoby odsyłam. Po południu chodzę do dowództwa pułku po rozkazy. Korzystając z bliskości Sanu co dzień używam kąpieli. Dzisiaj ciągną cały dzień przez Przemyśl tabory na wschód. Jechało też kilkadziesiąt wozów naładowanych ogromnymi aeroplanami. Widocznie cały transport był z Węgier, co można było poznać po furmanach, wozach i zaprzęgach. W gazetach dalsze wiadomości o zajmowaniu Królestwa przez wojska austriackie i Strzelców. Moskale, zwłaszcza Kozacy wszędzie uciekają. Ukazała się odezwa, Armee Ober Kommando [AOK] do Polaków w Królestwie następującej treści: ”Polacy zbliża się chwila oswobodzenia spod jarzma moskiewskiego, sprzymierzone wojska niemieckie i austro - węgierskie przekroczą wkrótce granice Królestwa Polskiego. Już cofają się Moskale, upada ich krwawe panowanie, ciążące na was od stu przeszło lat. Przychodzimy do was jako przyjaciele, zaufajcie nam. Wolność wam niesiemy i niepodległość, za którą tyle wycierpieli Ojcowie wasi. Niech ustąpi barbarzyństwo wschodnie przed cywilizacją zachodnią wspólną wam i nam. Powstańcie pomni waszej przeszłości tak wielkiej pełnej chwały. Połączcie się z wojskami sprzymierzonymi, wspólnymi siłami wypędzimy z granic Polski azjatyckie hordy. Przynosimy tu wolność i swobodę wyznaniową, poszanowanie religii, tak strasznie uciskanej przez Rosję. Niech z przeszłości i teraźniejszości przemówią do was jęki Sybiru, krwawa rzeź Pragi i katowanie unitów. Z naszymi sztandarami przychodzi do was wolność i niepodległość. Naczelne Dowództwo Armii Wschodnich Niemieckich i Austriacko - Węgierskich”.
Wzruszająca jest ta odezwa, a co najważniejsze to użycie słowa „Niepodległość” zupełnie niedwuznacznie. Dobrze też, że wspomniano o katowaniu unitów, bo to będzie najbardziej przekonywujące w tamtych stronach.
August Konstanty hr. Krasicki (1873-1946)
Działacz polityczny i botanik. Urodził się w Bachórcu w pow. przemyskim jako syn Ignacego i Elżbiety z hr. Zamoyskich.Ukończył uniwersytet we Fryburgu i a następnie Akademię Leśną w Tharandt w Saksonii. Rozwinął aktywną działalność społeczną w okolicach swego majątku w Lesku. Przez wiele lat był członkiem Rady Powiatowej pow. leskiego i członkiem oddziału Galicyjskiego Tow. W r. 1914 został posłem Sejmu Krajowego Galicji. W tym samym roku wstąpił do Legionów. Był członkiem Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego (NKN). W r. 1920 został adiutantem dowódcy armii, służbę zakończył w stopniu rotmistrza. W 1934 r. ogłosił we Lwowie „Dziennik z kampanii rosyjskiej … 1914-1916” (wydanie III uzupełnione ukazało się w 2013 r.)
A. Krasicki zajmował się botaniką. Efektem jego praz badawczych w tym zakresie było wynalezienie odmiany świerka (Picea krasiciana), wyhodowanej przez szkółki w Podzamczu. Był prezesem Małopolskiego Tow. Leśnego. W lasach leskich zorganizował rezerwat (ok. 1 ha) przeszło stuletnich sosen Weymutha (Pinus strobus L.). Pisywał artykuły do „Roczników Tow. Dendrologicznego”.W 1903 r. poślubił Izabelę hr. Wodzicką. Pozostawił synów: Antoniego, Stanisława, Ksawerego, Jana oraz córki: Zofię (żonę Jerzego Garapicha de Sichelburg) i Elżbietę (żonę Ishama Reavis). Krasicki zmarł w 1946 r. w Krakowie. Był odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.
Koniec części pierwszej.
Źródło: August Krasicki. Dziennik z kampanii rosyjskiej 1914 - 1916
Opracował Janusz Dachnowicz
Komentarze
Prześlij komentarz